Czytaj

05.05.2023

Wywiad z Tomaszem Bonisławskim.

Przez wiele lat reprezentował barwy bydgoskiej siatkówki. Według niego kluczem do sukcesu w sporcie jest szczęście. Nasz libero, Tomasz Bonisławski w wywiadzie opowiedział o swoich planach po zakończeniu kariery, dlaczego wrócił do Bydgoszczy i który sezon wspomina najlepiej. Tego, co Tomek czyta w wolnym czasie, jakie miejsce w Bydgoszczy wywołuje u niego najwięcej wspomnień i wiele więcej dowiecie się z ostatniej rozmowy Julii Rogowskiej.

JR: Rozmawiamy zaraz po Waszym wygranym meczu z Kluczborkiem w ćwierćfinale Tauron 1. Ligi. Od początku sezonu liczyłeś na to, że zajdziecie tak daleko?

TB: Nie, powiem szczerze, że nie liczyłem, że będziemy w czwórce. Zdawałem sobie sprawę, że mamy dosyć młody zespół i będzie ciężko. Wiedziałem, że liga jest wyrównana i z roku na rok coraz ciekawsza. Dobrze się przygotowaliśmy do play-offów. Fajnie pograliśmy i jesteśmy w czwórce. Zobaczymy co będzie później.

 

A jak oceniasz swoją grę w tym sezonie?

Jestem tutaj, żeby trochę pomóc Filipowi, bo to jest jego pierwszy sezon, kiedy gra w pełnym wymiarze. Miałem swoje okazje, swoje szanse. Były mecze, gdzie pomogłem zespołowi, były mecze troszeczkę gorsze. Nie będę tutaj rozdzierał szat i mówił, że powinienem grać. Byliśmy umówieni z trenerem na to, że taka jest moja rola i staram się z tego wywiązywać. Nie ma co jakiś dziwnych teorii podkładać pod to, bo tak jest, tak się umówiłem. Ogólnie jest pozytywnie. Mogło być lepiej, mogło być gorzej, ale jest ok.

 

Który mecz był dla Was najtrudniejszy w tym sezonie?

Chyba ten w Kluczborku, w fazie zasadniczej, gdzie przegraliśmy 3:0. Wiedzieliśmy, że mogliśmy tam zrobić coś więcej. Trochę nam to podcięło skrzydła. Co prawda rotowaliśmy trochę składem, ogólnie dużo rotujemy. Nie było jakiegoś super trudnego meczu, każdy mecz jest na swój sposób specyficzny. Pamiętam też mecz w Sulęcinie, chociaż mnie akurat tam nie było. On się skończył po tie-breaku 3:2, było to trudne spotkanie. Niby wydaje się, że jest trochę słabszy przeciwnik, ale wcale tak to nie wygląda, bo w każdym meczu trzeba jakoś tam punkty wyszarpać.

 

Chcę też zapytać o Michala Masnego. Graliście razem na boisku, a teraz jest Twoim trenerem. Trudno było Ci przejść z relacji kolega z boiska, a trener-zawodnik.

Nie, nie było mi trudno. Nie spotkałem się z tym pierwszy raz, bo wcześniej, kiedy grałem w Stali Nysa, miałem tak z Piotrem Łuką. Jesteśmy na cześć, ale na treningu czy na meczu zwracam się do niego trenerze. On jest nade mną, wydaje polecenia, jest jakaś hierarchia zachowana. Robię co mi każe, taka jest moja rola w tym zespole. Także nie mam z tym jakiegoś problemu.

 

Zaczynałeś swoją karierę tutaj. Potem trzy sezony spędziłeś poza Bydgoszczą i znowu wróciłeś. Co zadecydowało o tym, że chciałeś tutaj wrócić?

Odszedłem stąd trochę bardziej przymusowo. Zespół się zmieniał, ja szukałem jakiś nowych wyzwań i akurat trafiłem do Nysy. Tam spędziłem dwa fajne lata. Co  zadecydowało, że wróciłem? Zmieniał się zarząd i po prostu dostałem propozycję, czy nie chciałbym wrócić, pomóc. Wszystko się zmieniało tutaj, taką dostałem propozycję i z tego skorzystałem. Duża zasługa w tym pana Janusza Zacniewskiego,  Zuzy i trenera Michalczyka, którzy wyciągnęli do mnie rękę i jestem im wdzięczny za to. No i tak jakoś po prostu wyszło.

 

Który z sezonów w Bydgoszczy wspominasz najlepiej?

Najlepiej wspominam ten, gdzie grałem najwięcej. Doszło wtedy do zmiany trenera, przyszedł Vital Heynen. Praktycznie od deski do deski grałem i bardzo dużo się wtedy nauczyłem. Super, fajne doświadczenie, złapałem luz na boisku. Mimo tego, że skończyliśmy na 9 miejscu, to dużo dobrego się działo wokół klubu. To najbardziej wspominam, że najwięcej się nauczyłem, najwięcej ode mnie zależało, na fajnym poziomie graliśmy, więc bardzo dobrze wspominam. Były też inne fajne sezony, na przykład ten pierwszy, kiedy debiutowałem. Jak się wchodziło na boisko, to była pełna hala. Pamiętam mecze o brązowy medal z Jastrzębskim Węglem. Nogi miałem jak z waty, pełna hala. Jak nasi kibice gwizdali to nam w uszach miksowało na środku boiska. Było to dużo przeżycie dla chłopaka, wtedy dwudziestoletniego. Szkoda, że wtedy medalu nie zdobyłem, już pewnie nigdy nie będzie mi dane zdobyć medalu w Plus Lidze, ale to przeżycie zostaje do końca życia.

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z siatkówką?

Pochodzę z małej miejscowości. Zaczęło się w rozgrywek szkolnych, troszkę z bratem też graliśmy w siatkówkę plażową. W rozgrywkach szkolnych były trójki siatkarskie i zawsze z moją miejscowością dochodziliśmy do szczebla wojewódzkiego, ale przegrywaliśmy tylko z Bydgoszczą, ze szkołą sportową. Trenerzy namawiali mnie, żebym zmienił szkołę – no i tak się stało, trener Tomasz Zaczek namówił mnie i przyszedłem do trzeciej klasy gimnazjum w szkole sportowej i tak zostałem. Troszkę zmieniłem pozycję, bo grałem na przyjęciu, potem już na libero. Trochę przypadku w tym było, ale fajnie się potoczyło.

 

A czy jak zaczynałeś grać w siatkówkę, to wiedziałeś o tym, że chcesz być profesjonalnym zawodnikiem? Czy było dla Ciebie bardziej hobby?

Pasję do sportu miałem od zawsze. Dłużej chyba w piłkę nożną grałem, bo w takiej małej miejscowości, to jednak wszyscy w piłkę kopali. Zawsze na boisku siedzieliśmy całymi dniami, ale siatkówkę też bardzo lubiłem. Wiedziałem, że jakieś mam osiągnięcia w młodzieżowej siatkówce, dlatego trochę zaryzykowałem. Wiadomo, przychodząc do dużego miasta z małej miejscowości, gdy jeszcze nie było tak, że każdy ma telefon w ręku było mi trudno. Pamiętam, jak mieszkając w internacie, trzeba było iść wrzucić kartę do budki telefonicznej, albo gdy pierwszy raz wsiadałem do autobusu miejskiego, gdzie trener mi rysował, na którym przystanku powinienem wysiąść, żeby dojechać do internatu. Można powiedzieć, że śmieszna sytuacja, ale dla szesnastoletniego człowieka na pewno duże przeżycie. Na szczęście nie byłem jedyny, miałem też kumpli, także jakoś powoli to poszło.

 

Jak radzisz sobie po przegranych meczach? Co prawda, to nie był przegrany mecz,  ale pytam ogólnie.

Było już tyle tych przegranych, też tyle wygranych, że po prostu skupiasz się na kolejnych meczach. Jakby człowiek rozpamiętywał cały czasto by było coraz gorzej. Są takie mecze, kiedy czego się nie dotkniesz, to wszystko jest idealnie, a są takie, że walczysz ze sobą. Odcina się słabszy mecz i zaczynasz od nowa pracę. Zaczynam od siłowni, staram się wtedy robić dużo powtórzeń, zostawać po treningu, trenować takie elementy, które mi najsłabiej wychodziły. Tak funkcjonuje cały zespół. Jeżeli mamy jakiś problem w całej drużynie, na przykład z przyjęciem, to trenujemy więcej przyjęcia. Jeżeli mamy problem z wysoką piłką w ataku, to robimy tego też dużo. Nie rozpaczam jakoś, już jestem chyba za stary, żeby rozpaczać. Wiadomo, jest przykro, ale wraca się do rodziny, porozmawia, wypije herbatę i tyle. No i na następny dzień już do roboty.

 

A na początku kariery jak u Ciebie było z przegranymi meczami?

Ciężko było, bo dużo było takich meczów ciężkich dla psychiki człowieka, pełnych emocji i człowiek nie mógł zasnąć. Do tej pory mam tak, że jeżeli jakiś mecz się kończy dosyć późno, nawet zwycięski, to wracam i do drugiej, trzeciej człowiek nie zaśnie, bo te emocje muszą zejść z niego. Nie jesteś w stanie po prostu zasnąć. Staram się jakąś książkę poczytać, bo książka mnie usypia wtedy i co by nie było, staram się poczytać, bo wiem, że w końcu zasnę. To mi pomaga. Ciężko było na początku. Bardziej może nie z tym jak człowiek przegrał, tylko z poradzeniem sobie z presją, tak, żeby wejść i grać. To było najtrudniejsze, bo trafiłem na takie lata, gdzie tutaj było naprawdę dużo kibiców. Dobry zespół był, miałem się od kogo uczyć, ale też nie chciałem odstawać poziomem, bo człowiekowi było wstyd, dlatego chciałem grać jak najlepiej.

 

Jakie cechy są według Ciebie najważniejsze, aby zajść tak daleko w świecie sportu?

Może to nie do mnie pytanie, no bo ja nie jest zaszedłem jakoś nie wiadomo jak daleko.

 

Ja myślę, że jest to bardzo dobre pytanie dla Ciebie.

Trzeba mieć talent, to jest podstawa. Wszędzie się słyszy, że dużo pracy tak, praca, praca. Trzeba powtórzyć, że praca, ale ja też twierdzę, że trzeba mieć kupę szczęścia. Jest dużo zawodników, ok nie mówię o tych topowych, ale żeby grać w jakimś średniaku, na przykład w najwyższych ligach, no to trzeba mieć dużo szczęścia. Jest dużo chłopaków, którzy potrafią grać, dobrze trenują, a nie mają tego szczęścia. Dla mnie to kilka procent na pewno, jak nie kilkanaście, to jest szczęście, żeby być w dobrym miejscu. Ktoś nie wiem, złapie kontuzję, wchodzisz za niego i zagrasz dobry mecz i wtedy to się otwiera się przed tobą jakaś brama. Ale jak mówię, jest dużo takich zależnych.

 

A czy patrząc z perspektywy czasu zmieniłby się jakąś decyzję w swojej karierze? Żałujesz czegoś, co zrobiłeś?

Nie wiem, czasami się nad tym zastanawiam. Może jakieś wybory, może powinien coś więcej na jakiś meczach zrobić? Po prostu mógłbym więcej luzu mieć w sobie czy coś? Nie wiem, ciężko musiałbym się nad tym długo zastanowić. Może jakiś wybór innych klubów? Dochodzą do tego też jakieś sytuacje pozasportowe, są takie rzeczy, których człowiek nie przewidzi czasami. Coś się stanie, jakaś kontuzja czy coś i po prostu tak musiało być. Ja staram się nie wnikać już w to wszystko, jest jak jest. Staram się każdego dnia iść swoją drogą, którą sobie założę.

 

Teraz na chwilę chcę odejść od sportu. Jakie miejsce w Bydgoszczy wywołuje u Ciebie najwięcej wspomnień?

Chyba tam, gdzie spędziłem najwięcej czasu, czyli okolice internatu, Balaton, ten staw. Tam było najwięcej takich wspomnień licealnych. Cztery lata spędziłem w internacie, więc mam sentyment do tego miejsca. No i Chemik, na tej hali też dużo czasu spędziłem. No i Łuczniczka, też mam stąd wiele wspomnień. Tutaj praktycznie każdy kąt znam, w szatni od dwunastu lat to tylko widzę jakieś małe zmiany, czasami jakieś półki dochodzą, tylko zawodnicy się zmieniają, a tak zostaje wszystko tak jak było. Śmieję się, że nawet zapach jest ten sam.

 

Co lubisz robić w wolnym czasie, poza sportem?

Poza sportem lubię… oglądać sport pod każdą postacią. Poza tym dosyć dużo czytam i spędzam czas ze swoją narzeczoną. Poddaję się pod jej decyzje, co postanowi to robię. Jeżeli chce gdzieś wyjść, albo gdzieś przejechać, to to robimy. Nie mam za bardzo czasu w weekendy, bo zwykle gramy mecze i staram się być dosyć wypoczęty, ale kiedy mam tylko wolny dzień, czy wolną chwilę, to jeżeli moja narzeczona ma na coś ochotę, to staram się to robić, żeby miała z tego też jakieś korzyści.

 

Jest jakiś film, książka albo podcast, który zrobił na Tobie ostatnio jakieś duże wrażenie?

Ja nie mam jakiś super ulubionych książek. Czytam ich dość sporo, chociażby autorstwa Dana Browna, bardzo lubię zwroty akcji w jego książkach? Dla mnie teraz wszystko zrobiło się takie populistyczne. Czytasz książkę typu „Jak zostać szczęśliwym” i wszystkie książki są teraz o podobnej tematyce. Już nie mam ochoty tego czytać, dla mnie wszystko jest takie samo. Dużo filmów oglądam też, niektóre z nich są fajne, chociaż te klasyki lubię najbardziej. „Gladiator” czy „Skazani na Shawshank” moje ulubione. Z książek Dana Browna lubię, sporo go czytam. Też czasami coś mi mama podeśle, bo też dosyć dużo książek połyka. Ostatnio czytałem książkę Rafała Paczesia, który jest stand-uperem i byłem ciekawy jak pisze książki. Czytam typowo, żeby się wyluzować, nic tam specjalnego. Staram się w ogóle nie  oglądać czy nie czytać jakiś ciężkich rzeczy. Wystarczająco dużo dzieje się wokół nas, wystarczy włączyć wiadomości, więc staram się po prostu od tego odciąć. Ostatnio oglądałem fajny polski serial „Klangor”. Razem z narzeczoną wolimy obejrzeć czy przeczytać coś spokojniejszego, nie wchodzimy w jakieś ciężkie rzeczy, po co sobie dokładać stresu, czy czegoś tam lepiej się wyluzować. Dlatego lubię mecze oglądać, też są emocje, ale można się zrelaksować.

 

A tak poza siatkówką, jakie sport jeszcze lubisz tak bardziej?

Chyba każdy, piłkę nożną najbardziej. Koszykówkę średnio lubię, chociaż oglądam, ale nie jestem jakimś super kibicem. No ta piłka najbardziej. Kolarstwo też lubię, czasami siądę sobie jak leci na przykład Tour de France. Lubię sobie coś włączyć, coś robić i oglądać. Nie wiem, coś ugotować nawet i sobie coś puścić po prostu, żeby leciało. Nienawidzę siedzieć w miejscu, nie potrafię. Muszę coś robić, muszę o czymś myśleć, bo bym się wykończył jakbym miał siedzieć i patrzeć w sufit albo rozmyślać. Muszę, nie wiem, coś dłubać, albo przeczytać i coś musi lecieć. No bo tak to jestem nie do życia.

 

Teraz czas na szybkie pytania. Gdybym nie był siatkarzem, byłbym…

Chyba coś z geografią związanego. Bardzo lubię geografię. Lubię też góry, czytać o nich i myślę, że coś związanego z tym.

 

Trening czy siłownia?

Trening.

 

Obrona czy przyjęcie?

Przyjęcie.

 

Po zakończeniu kariery planuję…

Iść gdzieś do pracy. Jeszcze nie wiem jakiej, mamy jakieś tam plany, ale nie chcę na razie nic mówić. Na pewno będzie to jakaś normalna praca, nic specjalnego. Myślałem też o karierze w trenerskiej, bo mam papiery, ale chyba sobie odpuszczę.

 

Jaką radę dałbyś młodszemu sobie?

Wyluzuj, wyluzuj. Nie przejmuj się bo i tak będzie to, co ma być.

 

Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celach statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb klientów. Zmiany ustawień dotyczących plików cookie można dokonać w dowolnej chwili modyfikując ustawienia przeglądarki. Korzystanie z tej strony bez zmian ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Rozumiem
© 2021 BKS VISŁA BYDGOSZCZ. WYKONANIE: